Wpatruję się w to zdjęcie z rozczuleniem. Za 54 lata ten skrzat wsadzi mnie do więzienia. Może ktoś doszuka się w tym dzieciaku jakichś rysów zła. Ja nie potrafię. Podpiera się co prawda buńczucznie pod bok, nogę założył za nogę, ale pochodzi przecież z rodziny ziemiańskiej. Oni tak mają. Ustawiają dzieci do zdjęcia w pozie władczej.
Kiedy oglądam swoje zdjęcia, na których jestem w wieku Wojtka, bo skrzat na fotografii ma na imię Wojtek, widzę dzieciaka, który obie ręce ma opuszczone, krzywi się, pozować nie umie, taki łachmyta. Można powiedzieć, że sam się o więzienie prosi.
Ile lat może mieć Wojtek na tym zdjęciu? Może cztery, może pięć? Stawiam na cztery. Tak mi bardziej pasuje. Bo jeśli Wojtek ma cztery lata, to jest rok 1927 i na świat w pobliskich Łapach przychodzi mój ojciec. Dzielą ich cztery lata i może ze trzydzieści parę kilometrów, bo Wojtek wraz z rodziną mieszka w Trzecinach, majątku Jaruzelskich
W połowie drogi między Trzecinami a Łapami jest Ruś Stara. To gniazdo rodowe Jaruzelskich. A mniej niż dziesięć kilometrów od tego gniazda jest wieś Kruszewo, skąd jest moja rodzina, wywodząca się z tamtejszej szlachty zagrodowej.
Mój ojciec nigdy nie spotkał żadnego z Jaruzelskich, ale mój dziadek? Kto wie? Nasi przodkowie z pewnością musieli się ze sobą kiedyś zetknąć.
Kiedy w 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny, żeby mnie internować, nie miałem o tym wszystkim bladego pojęcia. Miałem 23 lata i nienawidziłem skurwiela serdecznie.
W 1992 roku, kiedy go spotkałem, już go nienawidziłem mniej. Ale nadal nie znałem tego fragmenty jego historii i nie wiedziałem, że gdyby coś w naszych historiach lub historiach naszych rodzin się delikatnie przestawiło, coś wpadło w ich tryby, zakłóciło choćby nieznacznie ich pracę, to może bylibyśmy sąsiadami, w końcu nasze rodziny mijały się zaledwie w odległości 10 kilometrów. Cóż to jest za odległość w obliczu niezmierzonych przestrzeni historii?!
Jednak spotkaliśmy się dopiero my. Miałem 34 lata i byłem dziennikarzem. Generał nie był już prezydentem tylko pisarzem. Miał 69 lat i napisał książkę pod beznadziejnym tytułem „Stan wojenny. Dlaczego…” I jeździł po kraju promując swoje dzieło.
W Białymstoku dostałem 15 minut na ekskluzywny wywiad. Generał oczywiście w ogóle mnie nie znał, ani nie wiedział, że mnie internował 11 lat wcześniej. Ale ja wiedziałem, więc się nabuzowałem na ten wywiad, jak pijak na wódkę po jedenastoletniej abstynencji. Starałem się obudzić w sobie całą swoją nienawiść. Ale mi się nie udało. Już zapomniałem, jak nienawiść smakuje.
Nie było jednak tak, że całkiem generałowi odpuściłem. Zamiast 15 minut rozmawialiśmy pół godziny. O stanie wojennym oczywiście, ale szczegółów zupełnie nie kojarzę. Pamiętam tylko, że generała wkurzyłem, że pod koniec rozmowy był wyraźnie zirytowany, w końcu zarzucił mi, że nie przeczytałem jego książki.
Zaprzeczyłem. Czyli skłamałem, bo do dzisiaj jego książki nie przeczytałem. Nie poszedłem na spotkanie z nim, żeby o jego książce dyskutować. Nic mnie jego książka nie obchodziła.
Nienawiścią nie zapałałem, książki nie przeczytałem. Szkoda, że wtedy nie wiedziałem tego, co wiem teraz. Może wówczas pogadalibyśmy, jak sąsiedzi.
Niestety, w Wojciechu Jaruzelskim sąsiada rozpoznałem dopiero wczoraj, dwa lat po jego śmierci.Kiedy popatrzyłem na to zdjęcie.
O. I dla takich literek tutaj jestem.
PolubieniePolubienie
Dzięki
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ależ te nasze podlaskie historie poplątane… Moi dziadkowie „Skrzata” nie znali, a jego rodziców znali bardzo pobieżnie ale ich kuzyni już tak. Szczególnie pamiętam swoją przekochaną, pachnącą konwaliowym pudrem ciotkę, która w młodości przyjaźniła się z matką Wojtka, a po wojnie do końca życia walczyła z wiatrakami systemu, który „Skrzat” współtworzył. Kawał mojego dzieciństwa upłynęło pośród wspomnień i takich historii. Zatapiałam się w nie jak w bajki o królewnach i żarptakach. Najpierw były fajfy i bale, szelest sukien, stangreci w surdutach. Mam jeszcze w uszach skrzypienie i stukot kół bryczek, którymi zajeżdżali na żwirowane podjazdy swoich włości, ujadanie sfory psów, a przed oczami właśnie bobasy uwiecznione na niedźwiedziej skórze, skrzaty o oczach jak błyszczące węgielki i władczych minach siedzące na kucykach, dzierżące pewnie szpicruty w mikroskopijnych dłoniach. Później trzask, prask i błoto, śniegi, walonki i głód, ziemianki, brukiew, komosa i chleb, z którego robili kulki, żeby wolniej rozpuszczał się w ustach. Jedno, lub dwa zdjęcia ludzi wyglądających jak poprute szmaciane lalki, poowijane sznurkami, żeby się do końca nie rozpadły. Martwe, matowe oczy na nic już nie liczą, niczego nie oczekują. Na koniec nieliczni wracają. Nieliczni z nielicznych donkiszoci próbują naiwnie wskrzesić dawny sens, rozpalić blask w oku, wyrwać sobie z głębi trzewi namiastkę entuzjazmu ale nie ma już chrzęstu białego żwiru pod nogami w parku. Nie ma już nawet parku, jest stukot kłonic, wrzaski i mlaskanie chodaków w rozmiękłych redlinach, kiedy uciekają przed „dziejową sprawiedliwością”… Co innego ci, którzy potrafili zapomnieć. Ich wzrok zimny i matowy, ich zastygła w sztywnej pozie postawa doskonale pasują do nowej, równie zimnej, matowej i czarno – białej rzeczywistości.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Pięknie napisane
PolubieniePolubienie
I co da rozdrapywanie starych spraw ?
PolubieniePolubienie
Tak było, i te wykopki w PGR-ach, a moje ziemniaki musiały poczekać….
PolubieniePolubienie
Piekne przesłanie wspomnienie ale chcialabym jeszcze poczytać książkę Jaruzelskiego Stan Wojenmy musze szukać może znajdę pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Jaruzela już nie ma dajcie spokój przynajmniej sobie.
PolubieniePolubienie
Pochodzę z rodziny ziemiańskiej i nie mam tak jak „my” „wy” „oni”….nie generlizuj gdż tak właśnie robił Lenin, Stalin, Bierut, Tusk, Kaczyński itp. itd….
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wyluzuj. Nie chodzi tutaj o wszczynanie awantury klasowej
PolubieniePolubienie
a ja myślałęm , że trzyma w ręku reklamówkę
PolubieniePolubienie
Mnie tam Jaruzelski ani grzał, ani ziębił. Rzekomo potomek szlachcica, płynął z prądem tzw. dziejów, stawał na baczność przed silniejszymi. W czasie stanu wojennego, moim – i nie tylko moim – zdaniem wytoczył armaty na wróble. Spacyfikował Solidarność i jej przybudówki. obiecywał reformy gospodarcze i tu – jak każdy żołnierz – poległ na polu „niechwały”. Obiecywał buńczucznie: „jak któryś minister nie wykona zadania, to jestem gotów go internować”. Po latach kajał się, że tzw. lobby przemysłowe go pokonało. Ze świeżych i chrupiących bułeczek ministra Kamińskiego został tylko śmiech. A na końcu żywota, rzekomo nawrócił się na wiarę w Boga w wersji katolickiej i wyspowiadał się.
PolubieniePolubienie
Nieprawda, nie nawrócił się – to bajdurzenie bulwarówek (córka zaprzeczyła).
Im dalej od stanu wojennego, im więcej się wie tym człowiek mądrzejszy. Od wielkiej wrogości aż do zrozumienia. Tak, zrozumienia.
Trzeba tylko znać fakty i mieć zdolność empatii.
Czego i wam wszystkim życzę…
PolubieniePolubienie