Z szafy Kiszczakowej

Zdjęcie z szafy Kiszczaka. A na nim wydarzenie, które obóz naczelnika Jarosława Kaczyńskiego uznaje za symbol zdrady narodowej. Wrzesień roku 1988. Złowieszcza Magdalenka, wnętrze komunistycznego ośrodka ministerstwa spraw wewnętrznych, czyli bezpieki. A w nim młody komunista Kwach spiskuje z przedstawicielem strony solidarnościowej, czyli według kryteriów znacznej części prawicy, zdrajcą. Jak się okazuje jest nim…

Im bardziej prawica chce Lecha Kaczyńskiego z tej Magdalenki wygumkować, tym bardziej on z się w niej ujawnia.To moje ulubione zdjęcie. Kiszczak wyciągnął je z szafy, kiedy Lech Kaczyński został prezydentem. Zapakował do koperty razem z pięcioma innymi i wysłał do prezydenckiej kancelarii. Bez powodu, albo i z powodem. Kaczyński podobno wrzucił je do swojej szafy i zapomniał.

A trzeba było spalić, żeby dzisiaj nie frustrować prawicowych wyznawców wiary w Magdalenkową zdradę. Teraz jednak jest z tego przynajmniej taki pożytek, że część prawicy już dojrzała do tego, żeby przyjąć do wiadomości, że w willi komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Magdalence Lech Kaczyński jednak był. Jakoś się tam zaplątał, zagubił, patrzy: Magdalenka!

Czyli palił. Ale się nie zaciągał – twierdzą ludzie PiS-u, mając na myśli wódkę. Czyli nie pił alkoholu z komunistami. Bo według najnowszych teorii pisowskich (a zmieniają się one jak smoleńskie teorie Macierewicza) samo spiskowanie w Magdalence mogło jeszcze nie być zdradą. Dopiero połączenie spiskowania z piciem wódki było zdradą rzeczywistą, o czym świadczą liczne toasty wznoszone przez Michnika, Kuronia i Wałęsę. Niestety mam dla PiS-u złą wiadomość. Oto ona:

Jakość kiepska, ale sylwetka rozpoznawalna. Jak widać święty Lech golił równo. I czynił to z wyraźną satysfakcją